
Rok 2025 zapisuje się w historii Polski pod znakiem głębokiego paradoksu. Z jednej strony kraj świętuje bezprecedensowy sukces gospodarczy, dołączając do elitarnego grona 20 największych ekonomii świata. Z drugiej, Kościół katolicki, przez wieki stanowiący fundament tożsamości narodowej, zmaga się z postępującym spadkiem liczby powołań kapłańskich, co stawia pytania o przyszłość polskiej duchowości w dobie dynamicznej modernizacji.
Polska wkracza do grona światowych liderów gospodarczych
We wtorek, 2 września 2025 roku, premier Donald Tusk ogłosił, że Polska oficjalnie dołączyła do grona 20 największych gospodarek świata. Historyczny awans jest efektem między innymi rekordowego wzrostu dochodów obywateli oraz utrzymującego się wysokiego tempa rozwoju. W 2025 roku Polska, z prognozowanym wzrostem PKB na poziomie 3,4%, pozostaje jednym z najszybciej rozwijających się krajów w Europie.
Według najnowszych szacunków Międzynarodowego Funduszu Walutowego (MFW), do końca roku Polska ma szansę wyprzedzić Szwajcarię, zajmując 20. miejsce w globalnym rankingu zamożności. Droga do tego sukcesu była jednak wyboista. Po boomie gospodarczym, który nastąpił po pandemii Covid-19, kraj musiał zmierzyć się z konsekwencjami rosyjskiej agresji na Ukrainę w 2022 roku. Konflikt wywołał kryzys energetyczny i napędził wysoką inflację, która w 2022 roku osiągnęła 13,2%, a w 2023 roku 11,1%. Dopiero w 2024 roku, dzięki działaniom rządu, udało się zbić roczną inflację do poziomu 3,7%, co ustabilizowało sytuację ekonomiczną Polaków i otworzyło drogę do dalszego wzrostu.
Mimo pozycji lidera, powołań w Kościele coraz mniej
W tym samym czasie, gdy gospodarka bije rekordy, Kościół katolicki w Polsce odnotowuje niepokojący trend. Choć kraj wciąż pozostaje europejskim liderem pod względem liczby nowych kapłanów, spadek jest wyraźny. W 2025 roku święcenia kapłańskie przyjmie 208 mężczyzn (141 księży diecezjalnych i 67 zakonnych). To wynik, który w większości krajów Europy byłby uznany za ogromny sukces, jednak zaledwie dekadę temu w Polsce święcono ponad 400 nowych księży rocznie.
Ponownie przoduje diecezja tarnowska, która da Kościołowi 13 nowych kapłanów. Jednocześnie jednak wydłuża się lista diecezji, w których w tym roku nie odbędą się żadne święcenia. Nawet w ośrodkach o historycznie silnej tradycji, jak Kraków, widać wyraźne osłabienie. Polska wciąż wyświęca więcej księży niż jakikolwiek inny kraj w Europie, co z jednej strony uspokaja liderów kościelnych, a z drugiej rodzi niewygodne pytania o to, jak długo uda się utrzymać ten status.
W poszukiwaniu odpowiedzi: między tradycją a nowoczesnością
Biskupi argumentują, że Kościół wchodzi w fazę stabilizacji, a nie gwałtownego spadku. Bp Andrzej Przybylski, krajowy koordynator duszpasterstwa powołań, podkreśla, że kluczem nie są liczby, a towarzyszenie młodym ludziom. „Bóg wciąż powołuje, ale naszym zadaniem jest tworzenie przestrzeni, w których młodzi ludzie mogą to powołanie odkryć i na nie odpowiedzieć” – stwierdził.
Obserwatorzy wskazują jednak, że za spadkiem powołań stoją głębokie zmiany kulturowe i społeczne, w tym postępująca sekularyzacja, polaryzacja polityczna i zmiana pokoleniowa – procesy, które mogą przyspieszać wraz z dynamicznym rozwojem gospodarczym kraju. Choć 71% Polaków wciąż identyfikuje się jako katolicy, a blisko jedna trzecia regularnie uczęszcza na msze, obraz ten staje się coraz bardziej skomplikowany.
Trend spadkowy jest widoczny także w zakonach. W tym roku święcenia przyjmie 67 zakonników, podczas gdy rok wcześniej było ich 83. Jak zauważa ks. Dariusz Bartocha, salezjanin, część wyświęconych w Polsce kapłanów nie będzie służyć w kraju – wrócą do swoich ojczyzn lub zostaną wysłani na misje. Wkład Polski w Kościół powszechny staje się zatem coraz bardziej międzynarodowy. Pytania, które dręczą katolicyzm w całej Europie, stają się coraz bardziej aktualne również w Polsce: czy następne pokolenie usłyszy Boże wezwanie? I czy kultura, niegdyś tak silnie związana z wiarą, będzie w stanie nadal podtrzymywać powołania w tym samym tempie? Polska pozostaje wyjątkiem na mapie Europy, ale jest to wyjątek, którego statystyki, podobnie jak u sąsiadów, nieubłaganie kierują się w dół.